top of page

Z Tatr w Tarnowskie. Velo Dunajec – przewodnik rowerowy po dolinie Dunajca.

Velo Dunajec – szlak rowerowy wzdłuż doliny Dunajca jest zasłużenie uznawany za jeden z najpiękniejszych szlaków rowerowych w Polsce. Urozmaicony technicznie, krajobrazowo i kulturowo.



Szlak Velo Dunajec przebywam w ramach mojej podróży śladem Seweryna Goszczyńskiego (więcej tutaj). W 1832 roku pisarz przejechał wzdłuż Dunajca trasę z Tarnowskiego w Tatry. Zrobił to konno, ale jestem przekonana, że gdyby żył dziś, najchętniej w swą podróż wybrałby się naddunajskim szlakiem rowerowym. Podobnie jak Goszczyński, osią mojej podróży (choć w odwrotnym niż jego kierunku) z Tatr w Tarnowskie, jest Dunajec. Przemierzam dolinę Dunajca, mając oczy i serce szeroko otwarte. Podziwiam, obserwuję, zwiedzam, uczę się.


Szlak Velo Dunajec jest dziś flagowym produktem turystycznym województwa małopolskiego. prowadzi przez wiele krain geograficznych, historycznych i kulturowych. Jest urozmaicony krajobrazowo i technicznie. Jak opisuje szlak strona visitmalopolska.pl, jest to „najpiękniejsza trasa rowerowa w Małopolsce, przecina 7 pasm górskich, objeżdża 3 duże jeziora i zagląda pod bramy 7 zamków”.


Naddunajski szlak rowerowy


Szlak rozpoczyna się w Zakopanem a kończy oficjalnie w Wietrzychowicach, za którymi w Opatowcu/Uściu Jezuickim Dunajec wpada do Wisły. Nie jest on w 100% ukończony, o czym więcej poniżej.


Piękna rzeka Dunajec, która jest kręgosłupem tej wyprawy powstaje w Nowym Targu z połącznia Czarnego i Białego Dunajca. Źródła Czarnego Dunajca wypływają spod Wołowca i w początkowym biegu nazywane są Chochołowskim Potokiem (a niżej Siwą Wodą). Po połączeniu z Kirową Wodą powstaje Czarny Dunajec, który uznawany jest za główny potok źródłowy Dunajca. Drugim źródłem jest Biały Dunajec, powstający w Poroninie z połączenia Zakopianki i Porońca. Szlak Velo Dunajec prowadzi od centrum Zakopanego, początkowo wzdłuż potoku Zakopianka, pozwalając przyjrzeć się z bliska jak rozwija się rzeka na różnych jej etapach.


Velo Dunajec – informacje praktyczne + podział na odcinki


Profil trasy

Pomimo, że Velo Dunajec rozpoczyna się w stolicy najwyższych polskich gór, trasa jest właściwie płaska. Z większym przewyższeniami mierzymy się tylko na ostatnich odcinkach trasy biegnących przez Pogórze Rożnowskie. Oficjalnie, największe, choć krótkie przewyższenie jest w Falsztynie.


Największą zaletą szlaku jest to, że jest bardzo różnorodny. Biegnie podhalańskimi ulicami o niewielkim natężeniu ruchu, odseparowanymi od ruchu i wygodnymi ścieżkami rowerowymi, po przystosowanych do jazdy na rowerach wałach przeciwpowodziowych, ale także przez las i łąki, wsie i miasta. Na niedokończonych jeszcze odcinkach, szlak biegnie także po drogach szybkiego ruchu o dużym natężeniu samochodów. Na szczęście są to tylko krótkie kawałki, które w przyszłości za pewne się zmienią na lepsze. Co najważniejsze, szlak właściwie cały czas biegnie przy rzece.    


Dla kogo?

Velo Dunajec jest dla wszystkich. Szlak polecam każdemu, samotnym podróżnikom długodystansowym, grupce znajomych na weekendowy wypad oraz rodzinom z dziećmi. Należy jednak pamiętać, że mający 237 kilometrów szlak jest zróżnicowany i należy wybrać najbardziej odpowiadający swoim potrzebom odcinek trasy. A te różnią się od siebie, bezpieczeństwem wygodą, trudnościami. Ze względu na fakt, iż szlak nie jest jeszcze w całości oddany do użytku, jego standard różni się a część trasy nie jest jeszcze oznaczona. Dokładniej odcinki opisuje poniżej.


Bezpieczeństwo i oznakowanie

Szlak jest cały czas w budowie i najlepiej wejść na stronę Małopolska Na Rowery, aby sprawdzić aktualny stan szlaku. Ukończone odcinki VD znakowane są międzynarodowymi znakami R4, czyli pomarańczowymi tabliczkami. Znajdziemy na nich MORy, czyli Miejscach Odpoczynku Rowerzystów, z potrzebnymi udogodnieniami jak zadaszona ławka ze stolikiem, grill i czasami WC.


Na ile dni? Noclegi

Na zdecydowanej większości trasy nie będzie problemów z noclegami, czy to w lokalnych pensjonatach, w pokojach do wynajęcia u lokalnych gospodarzy czy na polu kempingowym. Miejsce noclegu zależeć będzie od podziału trasy, a więc od przejechanych dziennie kilometrów. Podczas planowania trasy należy odpowiedzieć sobie na pytania – jakie są moje rowerowe możliwości? Jaki cel ma moja wyprawa? Jedni będą sportowo pędzić, inni niespiesznie płynąć, zwiedzając po drodze okoliczne atrakcje.


Trasa prowadzi po tak popularnych turystycznie okolicach, że bez względu na to na ile dni rozplanujecie sobie trasę, noclegi znajdą się wszędzie. Najmniej będzie ich w północnej części szlaku. W sezonie letnim, może być problem z noclegiem na 1 noc, czemu (z moich doświadczeń) coraz bardziej niechętni stają się gospodarze. Pieniński odcinek szlaku polecam zaplanować poza weekendem, aby uniknąć tłumów na trasie.


Od źródeł Białego Dunajca do miasta.

Odcinek Zakopane – Nowy Targ. 30 km.


Szlak Velo Dunajec rozpoczyna się w Zakopanem. Ja sama nie znalazłam żadnego oficjalnego początku szlaku. A szkoda, bo dla tak długich tras, informacja o 237 kilometrach przygody, które ma się przed sobą brzmi jak super wyzwaniem i dobra motywacja. Ale pal licho z tabliczkami, liczy się to co mnie spotka na trasie.


Pierwsze oznaczenie szlaku odnajduję na skrzyżowaniu, zaraz przy głównym dworcu autobusowo-kolejowym. Początkowo szlak prowadzi ulicami Zakopanego, wzdłuż potoku Zakopianka. Są to drogi o niskim natężeniu ruchu, biegnące przez spokojne dzielnice Zakopanego jak Spyrkówka, Bachledy czy Harenda. Szlak omija centrum Zakopanego i jego główne atrakcje, właściwie od razu kierując ku wylotowi z miasta.


Coś co od razu rzuca się w oczy w otaczającym krajobrazie to charakterystyczna zakopiańska architektura. Pokaźne, drewniane wille z werandami i ażurowymi zdobieniami. Spadziste dachy, kamienne podmurówki i drewniane gonty. Do tego wszechobecne rozety. Typowy dla Zakopanego a dziś także całego Podhala styl, określany jako zakopiański, podhalański albo witkiewiczowski – na cześć jego twórcy Stanisława Witkiewicza. Architekt pragnął stworzyć styl regionalny oczyszczony z obcych wpływów (właściwie to marzył, aby styl zakopiański stał się stylem narodowym). Ta podhalańska zabudowa, która wyszła już poza granice Zakopanego będzie mi towarzyszyć aż do granic z Nowym Targiem.


Po drodze mijam willę Harenda, gdzie mieszkał Jan Kasprowicz a dziś mieści się Muzeum jego imienia. To jedna z charakterystycznych zakopiańskich osobistości. Pisarz często obierał Tatry jako bohatera swoich dramatów i wierszy.


W Poroninie, potok Zakopianka łączy się z Porońcem, tworząc już całkiem sporych rozmiarów Biały Dunajec. Aż miło patrzeć jak spływająca z tatrzańskich szczytów rzeka rośnie wraz z każdym zdobywanym kilometrem. Do połączenia potoków dochodzi w mało atrakcyjnym miejscu, bo dosłownie pod ruchliwym rondem na Zakopiance. Nad wodą pojawia się także pierwsza tak szeroka panorama Tatr.



Szlak biegnie cały czas ulicami wzdłuż Białego Dunajca, choć bezpośredni kontakt z rzeką mam tu rzadko. Czasami wskakuję na jakiś mostek, aby spojrzeć na piętrzące się wody. Przejeżdżam przez położone wzdłuż rzeki oraz jednej, prostej drogi podhalańskie miejscowości: Poronin, Biały Dunajec i Szaflary. Dawniej mieszkańcy tych wsi byli silnie związani z pasterstwem, posiadali pastwiska w Tatrach, gdzie wypasali swoje owce. Potem wsie rozwinęły się w letniska i dziś stanowią bazę turystyczną dla stale rosnącej liczby tatrzańskich podróżnych. Szlak wije się gdzieniegdzie wąskimi ulicami pomiędzy drewnianą zabudową, zabytkowymi chałupami, przydrożnymi kapliczkami i świątkami. W każdej miejscowości stoi duży zabytkowy kościół. W tym poronińskim ślub brał Władysław Orkan. Poza tym jest spokojnie i bezpiecznie, a ja mogę przyjrzeć się codziennemu życiu podhalańskiej wsi.


Szlak nie pozwala zapomnieć, że prowadzi przez Podhale. Charakterystyczna zabudowa, zasłyszana gwara, a nawet stroje ludowe, używane są na co dzień przez mijających mnie mieszkańców. Na Podhalu wciąż żywa jest kultura ludowa. W Polsce nie ma już wielu miejsc, gdzie w zwykłą, nieświąteczną niedzielę spacerujący do kościoła mieszkańcy ubrani są w przepiękne, haftowane gorsety, kwieciste spódnice, skórzane kierpce czy portki zdobione sercami parzenic. Wciąż żywy podhalański folklor jest jednym z najsilniejszych w kraju.


Pomiędzy Białym Dunajcem a Szaflarami, bezpośrednio na szlaku pojawia się dodatkowa atrakcja - baseny z wodami termalnymi. Na przedpolu Tatr zalegają złoża wód termalnych o wysokim stężeniu biopierwiastków wspomagających leczenie różnych chorób, a przede wszystkim świetnie regenerujących i relaksujących. Choć to dopiero 15 kilometr trasy postanawiam zregenerować się na zapas i korzystam z jednej z dwóch szaflarskich term. Pomimo, że ilość ludzi na termach porównywalna jest do tej na Krupówkach, jest tu całkiem przyjemnie. A miłą niespodzianką jest zespół regionalny przygrywający kąpiącym się kuracjuszom.



Za Szaflarami przekraczam most na Dunajcu i na chwilę opuszczam bezpośrednią dolinę Dunajca oraz podhalańskie pogórze. Wkraczam na teren Kotliny Orawsko-Nowotarskiej. Szlak kieruje się na wieś Zaskale i Ludźmierz. Ta ostatnia uznawana jest za najstarszą wieś na Podhalu. Słynie jako religijne centrum Podhala, gdzie miejscowi modlą się do Gaździny Podhala, czyli Matki Boskiej Ludźmierskiej. W ludźmierskim sanktuarium odbywa się coroczna uroczysta msza, rozpoczynająca i kończąca tradycyjny wypas owiec na Podhalu.


Velo Dunajec nie prowadzi do centrum Ludźmierza a skręca przed wsią na wygodną ścieżkę rowerową prowadzącą do Nowego Targu. Szlak łączy się tu z inną super-trasą rowerową Szlakiem wokół Tatr. W okolicy pojawiają się widoki na królową Orawy – Babią Górę oraz Gorce. Trasa biegnie asfaltową ścieżką przez jedne z osobliwości Kotliny Orawsko-Nowotarskiej – bory. W gwarze podhalańskiej tym mianem określa się nie las a torfowisko, czyli obszar podmokły, bagienny, pokryty charakterystyczną roślinnością. Przejeżdżam przez Bór Kombinacki i wjeżdżam do miasta.



Na miano miasta zasłużył sobie Nowy Targ. Kiedy Podhalanin, w tym nawet Zakopiańczyk, mówi, że jedzie się do miasta wiadomo, że udaje się do Nowego Targu, który stanowił ważny ośrodek handlowy (targowy), kiedy o Zakopanem jeszcze nikt nie słyszał.  


Szlak biegnie południowymi obrzeżami miasta i wkracza na Równie Szaflarską, miejsce zielonego odpoczynku mieszkańców Nowego Targu. To bardzo przyjemna okolica, przestrzenna, położona nad samym Dunajcem, odpowiednia na chwilę odpoczynku. Na chwilę zbaczam tu ze szlaku i zaglądam do położonego nieopodal rezerwatu Bór na Czerwonem (jednego z najstarszych w Polsce!). Do położonego w środku lasu torfowiska prowadzi mnie drewniana kładka, wzdłuż której owocuje wełnianka. Kładka zakończona jest wieżą widokową z widokiem na torfowisko wysokie, nad którym wyrastają ostre szczyty Tatr.


Velo Dunajec omija centrum Nowego Targu, z Rynkiem i licznymi zabytkami. Podążam wiernie za rzeką, nie żałując sobie małego skoku w bok do Karczmy u Borzanka po zastrzyk energii w formie moskoli z masłem czosnkowym.


Szlak doprowadza do zdawałoby się najważniejszego miejsca na całej trasie – punktu, skąd oficjalnie swój początek bierze sponsor całej wyprawy, czyli rzeka Dunajec. To tu, przy słynnym nowotarskim targowisku, łączy się Biały z Czarnym Dunajcem, tworząc jedną z ważniejszych i najpiękniejszych polskich rzek. Dunajec, który rozpoczyna swoją wędrówkę pod Tatrami, płynie przez 247 kilometrów aż do ujścia do Wisły, będąc tym samym osią mojej przygody.



Dunajec i Drewno, czyli drewniana architektura doliny Dunajca.

Odcinek Nowy Targ – Dębno Podhalańskie. 15 km


Od Nowego Targu aż do Nowego Sącza ciągnie się najprzyjemniejszy i najwygodniejszy odcinek Velo Dunajec. Osobna, asfaltowa ścieżka rowerowa, nienaganne oznakowanie i przepiękne krajobrazy.


Na odcinku od Nowego Targu do Dębna Podhalańskiego szlak prowadzi właściwie cały czas wzdłuż Dunajca, który płynie pod wznoszącymi się nad jego doliną Gorcami. Całkiem sporą już rzekę mam cały czas na wyciągnięcie ręki a trasa pozwala się jej stale przyglądać. Obserwować zielone, naddunajskie łąki i skubiące z nich trawę owce. Podpatrywać jak zagospodarowane są położone wprost nad rzeką wsie. Szlak biegnie osobną ścieżką, spokojną ulicą, mostem nad Dunajcem, przez wieś lub wzdłuż pól. Jest urozmaicony a asfaltowa nawierzchnia powoduje, że kilometry robią się same. Nie jestem tu już sama, spokojne ścieżki wykorzystywane są przez miejscowych rowerzystów, biegaczy i spacerowiczów.


Szlak wraz z mijanymi po drodze wsiami, Łopuszną, Harklową i Dębnem Podhalańskim obfituje w zabytki architektury drewnianej. W tych wsiach zobaczymy jedne z najstarszych i najcenniejszych drewnianych kościołów w południowej Polsce, o charakterystycznym stylu, który wykształcił się już w XIV wieku! Są to budowle późnogotyckie, pierwotnie dwuczęściowe (nawa i prezbiterium), orientowane, o konstrukcji zrębowej, oszalowane deskami lub gontem i okalane sobotami. Posiadają jednokalenicowy dach z wieżą na sygnaturkę. Od końca XVI wieku do kościołów zaczęto dobudowywać wysokie wieże, dziś będące ich cechą charakterystyczną. Wieże obite są gontem i posiadają tzw. izbicę, zdobione ażurowymi deskami nadwieszone pięterko, gdzie przechowywano dzwony.  



Bogate i unikalne jest także wyposażenie kościołów: gotyckie ołtarze, tryptyki, rzeźby, kamienne chrzcielnice. Najcenniejsze są jednak zdobiące ściany i stropy kościołów polichromie. Malowane za pomocą patronów, czyli skórzanych pasów, na których wycinano odpowiedni wzór.  Pojawiają się wzory roślinne, geometryczne a później także proste przedstawienia biblijne w typie Biblii dla ubogich. Warto wejść choć do jednej z tych świątyń, aby zobaczyć patronową polichromię, zdobiącą drewniane ściany już od ponad V wieków!


I tak wieczorną już porą mijam Waksmund i dojeżdżam do Łopusznej. Tu zatrzymuję się na dłużej, podobnie jak zrobił do Seweryn Goszczyński, który Łopuszną wybrał na swą podhalańską bazę. Drewniana osada z ciekawą historią i górskim klimatem jest pięknie położona wzdłuż Łopuszanki i pod stokami Gorców. Goszczyński gościł u rodziny Tetmajerów, właścicieli tutejszego modrzewiowego dworku, krytego charakterystycznym dachem łamanym polskim oraz baldachimem z drzew. Jest to urocze, które zachowało swój ziemiański klimat. Dziś wraz z innymi zabudowaniami służy jako filia Muzeum Tatrzańskiego.



Z Łopuszną związany był także ks. prof. Józef Tischner, autor wyśmienitej Historii filozofii po góralsku. Spędził tu młodość i został tu pochowany. Obok dworku i Tischnerówki, trzecim drewnianym zabytkiem Łopusznej jest jeden ze wspomnianych wcześniej gotyckich kościołów. Położona nad potokiem Czerwonka świątynia pw. św. Trójcy i św. Antoniego Opata konsekrowana została już w 1504! Znajdziemy na niej znak wielkiej wody, czyli ogromnej powodzi z 1934 i 1997 roku, która zalała okolicę. 


W Łopusznej robię sobie dzień przerwy, aby w ślad za Goszczyńskim zdobyć Kluczki, jak niegdyś nazywano podszczytowe polany oraz sam szczyt Turbacza. W bacówce na Hali Długiej kupuję oryginalnego oscypka. To idealne jedzenie na kilkudniową wyprawę rowerową, które wytrzyma każde upały.


Następnego dnia wracam nad Dunajec. Z Łopusznej szlak biegnie początkowo wąskimi uliczkami między gęstą, drewnianą zabudową mieszkalną a następnie wyprowadza na widokowe łąki. Wygodnie i spokojnie dojeżdżam do Harklowej. Zbaczam na chwilę ze szlaku, aby schronić się w cieniu starych drzew przy kościele Narodzenie NMP. Druga na szlaku gotycka świątynia z piękną izbicą otoczona jest śnieżnobiałym kamiennym murkiem z baniastym hełmem. Naprzeciwko kościoła zachował się XVIII-wieczny lamus dworski.


Za Harklową otwarte pola zamieniają się w zarośniętą dolinę. Naddunajskie łąki upodobał sobie barszcz Sosnowskiego, który właśnie kwitnie. Mijam MOR i zbaczając znów ze szlaku postanawiam po raz kolejny zachwycić się przepięknymi polichromiami w kościele Michała Archanioła w Dębnie Podhalańskim. To jedyny kościół z mijanej trójki, będący na liście światowego dziedzictwa UNESCO. Zadecydowały o tym gotyckie wyposażenie, niezmieniona od wieków forma świątyń (południowe okna, dawniej nie budowano okien od północy, gdyż stamtąd nadchodzić miały ciemne moce) oraz najstarsza w Polsce, zachowana w całości polichromia z przełomu XV i XVI wieku. Dekoracje pokrywają właściwie całe wnętrze tego modrzewiowo-jodłowego kościoła. Niezwykły projekt, ogromy wkład pracy, kunszt i cudowne, ludowe wzory patronowe, których odnaleziono tu aż 77!  Kolorowe wzory zdobią drewniane deski ścian, stropów, chóru i ambony. Wyjątkowy jest też krucyfiks powieszony na belce tęczowej – wykonany z jednej gałęzi w kształcie krzyża. Na nim umieszczony został najstarszy zabytek świątyni, pochodząca z 1380 roku rzeźba Chrystusa Ukrzyżowanego. Bezcenny jest także gotycki ołtarz główny w formie tryptyku, dwa unikalne instrumenty muzyczne: pozytyw szkatulny i cymbały, drewniany żyrandol-pająk na świeczki autorstwa rzeźbiarza ludowego z Dębna, Józefa Janosa. W skrócie – cały kościółek jest must see!



Najpiękniejszy i najpopularniejszy fragment Velo Dunajec.

Odcinek Dębno Podhalańskie – Sromowce Niżne. 26 km

 

Po chwili mistycznego relaksu, ruszam dalej najbardziej widokowym, ale też najtłumniej odwiedzanym odcinek szlaku Velo Dunajec. Zjazd z Falsztyna drogą wprost do jeziora, z panoramą na Lubań, Trzy Korony i zamek w Czorsztynie to najpiękniejszy fragment całej trasy. To zdjęcia z tego odcinka najczęściej pojawiają się w spotach reklamowych VD.



Od Dębna szlak prowadzi wałem przeciwpowodziowym wzdłuż południowego, spiskiego brzegu Jeziora Czorsztyńskiego. Wygodna ścieżka oferuje piękne widoki na jezioro oraz górujące nad nim wierzchołki Pienin i Gorców. W dole ciągną się zabudowania Frydmana, starej spiskiej wsi (więcej o odwiedzonych spiskich wsiach Frydmanie, Falsztynie, Nidzicy - tutaj i tutaj), leżącej poniżej poziomu jeziora.  Za Frydmanem znajduje się plaża z małym centrum odpoczynku dla rowerzystów, z leżakami, food i drink truckami, miejscem naprawy i wypożyczenia rowerów.


Z tej idylli wytrąca mnie na chwilę potrzeba pokonania jednego z największych na całym szlaku nachylenia terenu, czyli krótkiego, ale stromego podjazdu do Falsztyna. Jednak wszystkie trudy rekompensuje panorama na jezioro Czorsztyńskie z zabudowaniami obydwu brzegów, z Zamkiem Czorsztyn, Zamkiem Dunajec w Niedzicy, osadą na Półwyspie Stylchyn oraz zielonymi górami dookoła.


Szlak mija Falsztyn, kolejną historyczną wieś spiską i wraca nad jezioro. Tak dojeżdżam do Nidzicy-Zamek i głównej atrakcji wsi – zamku Dunajec. Z zapory dzielącej jeziora Czorsztyńskie i Sromowieckie roztacza się piękna panorama, w tym na Tatry.


Wzdłuż ulicy o trafnej nazwie Widokowa, zjeżdżam do południowego skraju jeziora Sromowieckiego i zapory w Sromowcach Wyżnych. Pod zaporą znajduje się osada Polana Sosny, gdzie swoje drugie życie znalazło kilka zabytkowych zabudowań pogranicza Spisza, Gorców i Pienin. Nie jest to skansen, a raczej stylizowany obiekt noclegowo-restauracyjny. W XIX-wiecznej Chacie Spiskiej z Łapsz Niżnych można zanocować a w XVIII-wiecznym modrzewiowym dworze z Grywałdu zjeść coś regionalnego. Zaś znajdująca się obok bacówka oferuje owcze sery. Ja już swój mam.


Szlak prowadzi przez zaporę, za którą rzeka wraca do swojego naturalnego kształtu. Biegnie wzdłuż zielonej i już samotnej doliny. Mijam przystań flisacką Kąty, skąd startują spływy tratwami, z których słyną Pieniny. Spływy Dunajcem z ubranymi w stroje ludowe flisakami zyskały na popularności jeszcze w XIX wieku, kiedy przy melodiach wygrywanych przez ekipę grajków i serwowanym na tratwie obiedzie spływali zamożni turyści.



Dojeżdżam do Sromowiec Niżnych. Mijam leżące na dwóch przeciwległych brzegach i oddzielone wodami Dunajca kościoły, sromowiecki i lechnicki. W przerwie zjadam jeszcze kilka gałek moich ulubionych pienińskich lodów U Marysi i opuszczam polski brzeg Dunajca. Granicę państwa przekraczam mostem nad Dunajcem, za którym VD prowadzi już po słowackiej stronie, pienińskim przełomem Dunajca uznawanym za najpiękniejszy przełom rzeki w Polsce.


Rowerem wzdłuż Drogi Pienińskiej.

Odcinek Sromowce Niżne – Szczawnica. 10 km


Odcinek trasy pomiędzy Czerwonym Klasztorem a Szczawnicą Niżną nosi nazwę Drogi Pienińskiej i biegnie przełomowym odcinkiem Dunajca. Rzeka wije się między pionowymi ścianami Facimiecha, Holicy i Sokolicy. A w lustrze wody odbijają się wapienne skały, zachmurzone niebo i zielona przyroda przełomu. Praca jaką rzeka wykonała rzeźbiąc ten majestatyczny wąwóz jest imponująca. Drogą Pienińską podróżowano już pod koniec XIX wieku a ponadczasowe piękno tego odcinka przyciąga wielu turystów. Ścieżka jest wąska, ograniczona pionowymi ścianami i wartko płynącym Dunajcem. Prowadzi w dużej mierze po nierównym, wyłożonym kamieniami podłożu. Choć nad moją głową piętrzyły się burzowe chmury, to dzięki temu Drogę Pienińską miałam praktycznie tylko dla siebie.


Szlak nie jest tu oznaczony, leży poza naszym krajem (granica przebiega pośrodku Dunajca), ale droga jest tylko jedna i prowadzi wzdłuż Dunajca. Pod Wylizaną Skałą do Dunajca spływa Leśnicki potok, za nim zaczyna się cywilizacja. W oddali widać już skałę Kotuńkę, z witającym mnie pienińskim flisakiem. Zapach gofrów potwierdza, że jestem w Szczawnicy.



Dunajec meandruje przez zielone góry.

Odcinek Szczawnica – Zabrzeż. 18 km


Kolejny odcinek Velo Dunajec ma swoje dobre i złe strony. Pomijając centrum Szczawnicy, biegnie do Krościenka nad Dunajcem. Nie wjeżdża też na zabytkowy rynek tej stolicy flisactwa i górali pienińskich ale prowadzi przez dzielnicę Zawodzie, której drewniane domy, ażurowe balkony i snycerskie dekoracje przypominają o sanatoryjnej historii Krościenka. Niewydajne zdroje spod Stajkowej Góry oraz zbyt duża konkurencja Szczawnicy nie pozwoliły rozwinąć się Krościenku jako uzdrowisku. Dzięki temu jest tu dziś spokojniej niż w popularnej Szczawnicy.


Za Zawodziem szlak przekracza Dunajec i pojawia się pierwszy znak informujący o zakończeniu szlaku VD (2022). Jest to koniec oficjalnie oddanego do użytku odcinka trasy, nie oznacza to jednak końca wycieczki. Dunajec płynie dalej a ja razem z nim. Brak oznakowania nie jest problemem, gdyż moim przewodnikiem jest sama rzeka. Niedogodnością jest co prawda jazda wzdłuż ruchliwej drogi jednak otaczający mnie zielony krajobraz jest niezwykle malowniczy. Dunajec wije się pod wysokimi, zalesionymi zboczami Pasma Radziejowej i Lubania, zwanych Tylmanowskim przełomem Dunajca. Mężczyźni łowią ryby, ktoś pracuje w polu. Gdzieniegdzie pojawiają się nawet znaki szlaku, który przeprowadza mnie wiszącym mostem na drugi spokojniejszy brzeg rzeki. Obserwując naddunajskie życie, mijam Tylmanową i dojeżdżam do Zabrzeży.


Rowerem przez Kraj Kwitnącej Jabłoni, Śliwy i Gruszy.

Odcinek Zabrzeż – Nowy Sącz/ Wielogłowy. 34 km


W Zabrzeży rozpoczynam kolejny odcinek szlaku, inny krajobrazowo i kulturowo. Wjeżdżam do polskiego Kraju Kwitnącej Jabłoni, Śliwy i Gruszy. Tutejsza naddunajska ziemia pełna jest owocowych sadów, które wiosną mienią się białymi kwiatami, a jesienią uginają od soczystych owoców. 



W Zabrzeży przekraczamy Dunajec po raz kolejny i jestem na Zarzeczu, gdzie swoją tłocznię ma lokalna firma Manufaktura Maurera, wykorzystująca to co w okolicach Łącka najlepsze. Z lokalnych owoców wytwarza soki, wina oraz słynną śliwowicę. Oznaczone znakiem Dziedzictwa Kulinarnego Małopolski produkty można zakupić w stojącym przed tłocznią (i przy szlaku) automacie. Polecam jabłko z pokrzywą! Napoje o podwyższonym procencie dostaniemy bezpośrednio w firmie lub w okolicznych sklepach.


Wśród sadów śliw i jabłoni mknę przed siebie, myśląc o smacznej historii ziemi, na której owoce uprawiano już od XII wieku! Wokół mnie góry, zieleń, spokój. A wyjątkowej aury dodają coraz cięższe chmury. W Zabrzeży powraca oznakowanie szlaku. Na wysokości Łącka przekraczam rowerowy most na Dunajcu, wybudowany specjalnie w ramach VD. Trasa prowadzi wzdłuż zielonej, zarośniętej doliny Dunajca. Stolicę Kwitnącego Kraju, czyli Łącko szlak zostawia z boku. Ci, którym w głowach łącka śliwowica, mogą zasięgnąć języka u miejscowych. Pomimo wielosetletniej historii upłynniania śliwek oraz licznych nagród w międzynarodowych konkursach, ten produkt regionalny nie jest dopuszczony do legalnej sprzedaży, jeżeli pochodzi z produkcji lokalnych sadowników z ich własnych nie objętych akcyzą owoców. A przecież taka śliwowica jest najlepsza!


Szlak biegnie przy rzece i obok zabudowań tutejszych wsi położonych na północnym stokach Beskidu Sądeckiego. MOR w Jazowsku w ostatniej chwili ratuje mnie przed srogą burzą. Doceniam więc te zadaszone wiaty, z ławką i mapami szlaku. Po burzy, ruszam dalej w kierunku Starego Sącza. Przejeżdżam przez ciekawą miejscowość jaką są Gołkowice Dolne lub inaczej Gołkowice Niemieckie. Domy sprowadzonych tu w XVIII wieku niemieckich kolonistów, odróżniają się od typowej zabudowy. Szlak biegnie przez sam środek pól uprawnych, wśród wysokich kukurydzianych zarośli, aby po chwili wyprowadzić na wiejskie drogi rolniczych przysiółków Starego Sącza.



VD nie wjeżdża do centrum Starego Sącza, ale miasto dzieli od szlaku niewielka odległość. Kto nie był może w kilka minut dojechać do tego średniowiecznego miasta, które zachowało swój niepowtarzalny, prowincjonalny i pełen historii klimat. Na Velo Dunajec brakuje jeszcze odnóg doprowadzających z głównego szlaku do mijanych w pobliżu atrakcji. Podobnie jak ma to miejsce w przypadku szlaku GreenVelo.

Wracam na szlak i nad Dunajec. Między Starym a Nowym Sączem rzeka rozlewa się szeroko, płynąc wśród kamieńców, tworząc liczne stawy i zakola. Wśród nich rozgościły się bobry, dla których utworzono Enklawę Przyrodniczą Bobrowisko. Miejsce bardzo urokliwe, warto tu zajrzeć. Wśród nadrzecznych łęgów prowadzi drewniana kładka, na końcu której z fantazyjnej czatowni można obserwować skryte życie bobrów, ptaków i płazów.


Szlak przekracza Poprad i zieloną okolicą doprowadza do miejsca, w którym ten jeden z największych dopływów Dunajca a zarazem piękna, górska rzeka Poprad kończy swój samotny bieg. VD łączy się tu z innym długodystansowym szlakiem rowerowym Eurovelo 11. Jest to tak zwany Szlak Europy Wschodniej, biegnący z Norwegii aż do Grecji, mierząc łącznie ponad 6000 kilometrów. Przy nim Velo Dunajec to wycieczka dla rowerowych przedszkolaków. Szlak wchodzi na wyasfaltowany wał przeciwpowodziowy, którym prowadzi aż do północnych granic miasta Nowy Sącz. Tu o nic nie musimy się martwić, wystarczy tylko pedałować i cieszyć się pięknymi widokami dookoła, łączącymi w sobie górski krajobraz, rolniczy charakter i przemysłowe kominy w tle.



Nawet przejazd przez duże miasto jakim jest Nowy Sącz jest tak idealnie poprowadzony, że nie odczuwam żadnych niedogodności związanych z ruchem w aglomeracji. Nowosądeckie atrakcje są na wyciągnięcie ręki, choć nie leżą na samym szlaku. Przejeżdżam pod ruinami Zamku, przez most na kolejnym większym dopływie Dunajca – Kamienicy Nawojowskiej, mijam cmentarz żydowski, pozwalam Łubince ujść do Dunajca i powoli opuszczam miasto. Prowadząc wygodnym wałem wzdłuż Dunajca, szlak żegna mnie w dobrym stylu. W okolicy wsi Wielogłowy oficjalny znak informuje o końcu szlaku Velo Dunajec. I rzeczywiście tutaj kończy się rowerowa sielanka.


Wzdłuż Jeziora Rożnowskiego i winnej stolicy Małopolski

Odcinek Nowy Sącz/Wielogłowy – Filipowice. 40 km


Kolejny odcinek szlaku właściwie nie istnieje. Jest on zaledwie w planach i tylko wstępnie zaznaczony na mapach. Co więcej, przebieg Velo Dunajec na tym odcinku jest cały czas aktualizowany i może się w przyszłości zmienić. Nie oznacza to jednak, że nie można kontynuować naddunajskiej trasy, choć ta skierowana jest odtąd do wytrwałych. Najbliższy odcinek jest nieoznaczony, biegnie po drogach o dużym natężeniu ruchu i jest sporo przewyższeń, które okażą się bardziej dokuczliwe niż te, które mijałam na typowo górskim obszarze. Niżej opisuję trasę, którą przejechałam (głównie) za oficjalnie planowanym w tamtym czasie przebiegiem Velo Dunajec.


Z wygodnej drogi rowerowej, we wsi Wielogłowy wskakuję na główkę do zimnej wody, czyli ruchliwą drogę krajową nr 75, z której na szczęście już po 3 kilometrach zjeżdżam na mniej uczęszczaną drogę lokalną. Jest trochę pod górkę, jadę w kierunku zuchwale górującej nad doliną Dunajca Dąbrowskiej Góry, najwyższego wzniesienia Pogórza Rożnowskiego.


W tej miłej przejażdżce towarzyszą mi porastające naddunajskie wzgórza i wznoszące się ku niebu winorośle. Po raz kolejny zmieniam krajobraz, tym razem na ten winny. Region tarnowski jest dziś winną stolicą Małopolski a być może i całego kraju. Dzięki sprzyjającemu klimatowi okolice Tarnowa mianowano polskim biegunem ciepła, a łagodne stoki Pogórza Rożnowskiego pozwoliły na rozwój (lub wręcz przywrócenie) rzemiosła winiarskiego. Przejeżdżam pod winnymi zboczami Winnicy Gródek oraz obok XV-wiecznego kościoła św. Bartłomieja – jedynej pozostałości po położonej dziś pod wodami Jeziora Rożnowskiego wsi Zbyszyce. Gotycka świątynia o niezmienionej od XV wieku bryle jest malowniczo położona na niewielkim wzniesieniu nad brzegiem jeziora, nad którym obecnie się znajduję. Ta sama powódź z 1934, która zalała kościół w Łopusznej, ostatecznie zdecydowała o spiętrzeniu wód Dunajca zaporą w Rożnowie, co spowodowało powstanie Jeziora Rożnowskiego, pełnego zatoczek, cypelków, półwyspów. Od teraz moja trasa biegnie wzdłuż jego brzegów, choć jej przebieg jest dość niefortunny. Zaliczam gęste zarośla, wąskie przesmyki, prywatne posesje, miejsca zupełnie nieprzejezdne. Kiedy w końcu udaje mi się jakoś wyjechać z tego ambarasu, jak dziecko cieszę się na wojewódzką drogę nr 975. Teraz czeka mnie zjazd do Gródka nad Dunajcem.



Gródek nad Dunajcem to turystyczna miejscowość, centrum wodnej rekreacji. Znajdziemy tu typowe zaplecze turystyczne a przede wszystkim piękną panoramę jeziora, z kołyszącymi się na nim łódkami i żaglówkami oraz Małpią Wyspą. Przed zalaniem tych terenów przez wody jeziora, wyspa była wzgórzem o nazwie Grodzisko, na którym odkryto ruiny zamku. Bronił on traktu handlowego biegnącego doliną Dunajca i łączącego Bizancjum z Bałtykiem. Takich strażnic na trasie spotkam jeszcze kilka. Trzymając się tej urozmaiconej linii brzegowej i Karpackiego Szlaku Rowerowego, na rondzie skręcam na Rożnów. Wiejska droga biegnie góra-dół a przed sobą mam widoki na pokryte ciemnymi chmurami Jezioro Rożnowskie. W niewielkim Rożnowie zachowało się kilka zabytków architektury. Na skarpie nad Dunajcem stoją ruiny zamku Zawiszy Czarnego z XIII wieku, nieopodal modrzewiowy kościół św. Wojciecha z 1661 roku. A niżej, w centrum wsi ruiny zamku-twierdzy hetmana Tarnowskiego, z oryginalnym XVI-wiecznym beluardem.


W Rożnowie przekraczam most nad Dunajcem, z którego roztaczają się piękne widoki na rzekę oraz zielone pogranicze Pogórza Rożnowskiego, Beskidu Wyspowego i Pogórza Wiśnickiego. Jestem w zakolu meandrującego Dunajca, który już za zaporą w Rożnowie wrócił do swojego naturalnego nurtu.



Tą piękną okolicą docieram do Świętego Świerada, jak dawniej nazywano Tropie. W tym miejscu, na terenie pogańskiego świętego gaju wybudował kościół święty Świerad. Podróżujący doliną Dunajca pustelnik znalazł schronienie pod świętym dębem i postanowił tu zostać. Wiele wieków później i ja znajduję schronienie w kościele św. Pustelników Świerada i Benedykta. Kamienna i najstarsza w dolinie Dunajca świątynia chroni mnie przed ogromną nawałnicą. Jej budowę datuje się na przełom XI/XII wieku. Z tego okresu zachowały się fragmenty murów, wczesnoromańskie okno, zacheuszki czy romański fresk. Kościół, sprytnie umiejscowiony na skarpie nad wodami Dunajca a dziś Jeziorem Czchowskim, jest niezwykle malowniczy. Spędzam to burzowe dwie godziny, spoglądając na granatowe jezioro, położony na drugim brzegu zamek Tropsztyn – kolejną naddunajską strażnicę oraz czytając o życiu świętego Świerada zwanego Andrzejem. Prowadził surowe, ascetyczne życie, umartwiał swe ciało, pościł. Podczas Wielkiego Postu spożywał tylko orzechy, czego upamiętnieniem jest lokalna tradycja święcenia orzechów włoskich w środę popielcową. Podobno nigdy nie spał a czuwał na pniu drzewa z wystającymi kolcami. Nosił koronę ze zwisającymi kamieniami oraz mosiężny łańcuch, który wrósł w ciało, powodując zakażenie. Jego umartwianie się doprowadziło go w końcu do śmierci z wyczerpania. Nie zazdroszczę.



Tropie od wieków były miejscem przeprawy przez Dunajec, którego korytu było dość wąskie. Kiedy burza ustaje, wracam na szlak i jeszcze w deszczowej aurze, przeprawiam się promem na drugi brzeg rzeki. Jest to bezpłatna i oryginalna atrakcja. Prawdziwe emocje jednak dopiero przede mną – deszczowy przejazd ruchliwą, pełną tirów i autobusów krajówką nr 75. Fragment drogi, który mam przed sobą jest wąski, ograniczona rzeką i ścianami pogórskich wzniesień. Jak dla mnie był to najgorszy odcinek całej trasy. Za zaporą w Czchowie wracam na prawy, spokojny brzeg Dunajca. Szlak prowadzi teraz lokalną drogą, po rolniczej okolicy. Aż do wsi Filipowice, gdzie na chwilę oficjalnie powraca Velo Dunajec.



Velo Dunajec wśród winnych wzgórz.

Odcinek Filipowice – Bogumiłowice. 32 km


We wsi Filipowice wjeżdżam na wyasfaltowany odcinek Velo Dunajec prowadzący wałami przeciwpowodziowymi, z pomarańczowym oznakowaniem szlaku i MORem, który znów ratuje mnie przed ulewą. Od teraz mogę już zapomnieć o ciągłym sprawdzaniu mapy. Jest miło, łatwo i przyjemnie. Znikają przewyższenia, robi się wiejsko i sielsko. Szlak biegnie nad samym Dunajcem, którego na przeciwległym brzegu dzielnie strzegą mury rycerskiego zamku w Melsztynie. Szlak omija fasolową stolicę, Zakliczyn, z zabytkowym rynkiem i podcieniową, drewnianą zabudową oraz Lusławice, dawną wieś ariańską a dziś europejskie centrum Ignacego Pendereckiego z pięknym arboretum. We wsi Wróblowice kończy się wał a szlak zjeżdża na wiejskie ulice.


Okolica jest cicha, popularna rowerowo. Szlak ma tu typowo wiejski charakter, prowadzi wśród pól, wiejskich zabudowań, po terenach zalewowych Dunajca i pod wzgórzami porośniętymi winnymi krzewami. Południowe stoki mijanych kolejno winnic w Janowicach i Dąbrówce Szczepanowskiej, porastają odmiany lokalnych winorośli, białych jak Johanniter, Solaris, Hibernal czy czerwonych jak Regent lub Monarch. Zielona i czysta dolina Dunajca gwarantuje jakość i smak. Wraz z Velo Dunajec prowadzi tędy Małopolski Szlak Winny.



Za VD i niebieskim szlakiem rowerowym sunę przez te prawdziwie pogórzańskie krajobrazy. Mijam pałac w Janowicach, drewnianą wieżę widokową w Dąbrówce Szczepanowskiej, rozsiane po okolicy I-wojenne cmentarze z tarnowskiego okręgu VI. Dojeżdżam do krajówki 94. Po prawej mam Tarnów. VD skręca w lewo, przekraczając Dunajec. Jadę przez Mikołajowice, gdzie podczas swojej podróży do Tatrów zatrzymał się Seweryn Goszczyński. Trafił tu na samym początku swej podróży. W gospodarstwie Tetmajerów, właścicieli wsi, odnalazł bezpieczny port, z którego wyruszał dalej, na Podhale i w Tatry. Nie był zachwycony okolicą. Sama wieś, Mikołajowice, jest niewielka i podobna do wszystkich wsi tutejszych, których nie można postawić za wzór czystości, porządku, a tym samym okazałości.


Tu kończy się moja naddunajska trasa po śladach Goszczyńskiego. Zostały mi już tylko Tatry. Szlak Velo Dunajec ciągnie się jeszcze przez kolejne 35 kilometrów aż do ujścia Dunajca w Opatowcu (oficjalnie VD kończy się w Wietrzychowicach). Ja kieruję się szlakiem do stacji kolejowej w Bogumiłowicach, żegnam się z Velo Dunajec i wracam po tych intensywnych, ale cudownych 4 dniach do domu.



Ostatnie posty

Zobacz wszystkie
bottom of page